Trzy
rydze, dwa
podgrzybki i 92
gąski zielonki (1,5 kg) zebrane w 10 minut na jednej polance. Nie umiem policzyć dobrego współczynnika grzybności, gdyż ogólnie grzybów jadalnych brak. Niesamowity i zaskakujący wyczyn, bo nie znamy w okolicy żadnych miejsc na
gąski, jedynie daleko legendarny Raków, a i to ostatnio zawodzi.
A było to tak: gdy grzybów w lesie brak to jest pora na przecieranie nowych szlaków i poznawanie lasu. Wybór padł na Wąchock, który odwiedzaliśmy parę razy w tym roku. Chcieliśmy obadać, czy da się dojechać blizej pod las od strony domów. Rzeczywiście, domy już się kończyły, droga z szutrowej zrobiła się leśna gruntowa i pojawił się pierwszy sosnowy zagajnik... Ale... jakoś tak brzydko... naśmiecone... zostawione miejsce na ognisko, jakaś ławeczka i stół z pustymi flaszkami na nim... oraz miejsce by zawrócić samochód i odjechać gdzieś w przyjemniejsze okolice. Postanowione było, że szukamy ładniejszego lasku na spacer, ale z samochodu coś rudego rzuciło się w oczy i wymagało sprawdzenia, a był to
rydz. Jak już wysiadłam to zerknęłam 5 metrów dalej w stronę klimatycznej polanki i obadałam, co to za liczne grzyby rosnące w kręgu?
Gąski zielonki plus mnóstwo innych gatunków, może i
gąski siwej, której nie rozpoznaję. Nigdy w życiu nie widziałam tylu
gąsek. Rosły kępkami po 3-4 na sosnowej ściółce, czyste i wysokopienne, wszystkie idealnie zdrowe, młode i kruchutkie, małe i wyrośniete. Istny cud. Pierwszy raz w życiu takie ekspresowe punktowe grzybobranie. Miejsce paskudne opuściliśmy, a w lesie kawałek dalej owszem ładnie i przyjemnie, ale juz bez grzybków. Taka loteria. Pozdrawiam na zakończenie sezonu🍄