Troszkę słońca i chmur też. Taki sobie przyjemny poranek. Las, jak to on zawsze cieplutko zaprasza. Rosa, wilgoć, słońce, temperatury optymalne, a więc i w lesie coś się zadziać powinno. Las mieszany, duża sosna, krzewy, mchy igliwie i szyszki- wszystko tak w przekroju. Warto stanąć z wszystkim się sympatycznie przywitać- i do boju. Uzbierane 122 sztuki. W tym
borowików 29,
podgrzybków 75,
koźlaków 18.............. no i po drodze parę
maślaków i
zajączków..........
Nie za bardzo wiem na co liczyłam. Las - jak to w okolicach dużego miasta bywa nie grzeszył wielkością, lecz różnorodnością. Ach i brzózki też tam były. Początki- wiadomo- małe rozpoznanie. Urosło coś, czy może mam wziąć na wstrzymanie. Nigdy nic nie wiadomo, z czym do domu przyjdzie wracać. Ale na samym wycieczki początku- jest jegomość
borowik, i to całkiem wyrośnięty, kawałeczek dalej następne piękne jasne kapelusze do zbioru zachęcają. Szczęście na twarzy, radość w serce. Dalej w igliwiu, albo tuż przy szyszce
podgrzybek- czasami sam jeden, czasem w kilkuosobowej grupie. Przy każdym kroku mech pod stopami ugina się jak gąbka- cudownie. Dalej mała leśna wśród sosen polanka- same igliwie i szyszki. I tutaj to ja zabawiłam dłuższą chwilkę. A to w niewygodnym przysiadzie, a pod koniec na kolanach. Polanka
borowików, ale nie takich, co to z daleka kłują w oczy- tutaj wszystkie skrzętnie pochowane. Górki- z lekko odchylonym igliwiem i piachem, a pod nimi jasne borowate łebki. Tam raz za razem nazbierałam ich chyba ze sztuk 20. Dalej skrajem lasu i leciutko w głębi pomykam, i tu skłon jeden, za kawałek kilka.
podgrzybki raczej rosnące samotnie, ale i grupowo też się pojawiały. Podobnie jak w borowikach ich rozmiary od "S" do "XL". Jest jedna, druga brzózka, a pod nimi koźlaczki trzy sztuki. Dalej troszkę
podgrzybków, gdzieś w mchu dorodny
borowik. Na lasu następnym skraju znów mały zagajniczek- taki brzozowy - zaglądam, obchodzę i już miałam dać za wygraną, lecz moją uwagę coś przyciąga- koźlaczek. Chodzę w kółko jak lekko nakręcona i dozbierałam jeszcze troszkę tego bractwa. Niby las blisko miasta usytuowany, a w nim cisza, zero ludzi, a już broń Boże grzybiarzy. Itak w ciszy, w słoneczku z czapą na oczach naciśniętą spędziłam przepiękny niedzielny poranek w lesie. Kosz prawie pełen, waga 2,1 kg, dość różnorodne okazy, buźka ucha chana- w lesie spędzone przemiłe dwie godziny. Czas najwyższy na pachnącą kawę................. Serdecznie i cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :)