Show must go on :)
Poddając się potężnym naciskom nieletnich, oszołomionych Waszymi doniesieniami, w porze mocno nietypowej bo popołudniowo-wieczornej udaliśmy się osobiście zweryfikować fakt grzybowego szaleństwa.
Początkowo w naszych miejscówkach. Szybko je opuściliśmy bo dewastacja postępuje. Ponadto o tej mocno nietypowej porze spotkaliśmy liczną konkurencję. Młodszy bohatersko i zgodnie z prawdą (słowo daję, że z własnej inicjatywy) próbował "wroga" odstraszyć. Cyt. "proszę pana tam naprawdę nic nie ma":D Poza zniszczoną ściółką i przewróconymi trujakami....
Po ok pół godzinie ledwo pokrywszy dno koszyka
kurkami i kilkoma usiatkami opuściliśmy niegościnne acz lubiane miejsce. Udaliśmy się wyżej, w dzikie i nieznane dla nas tereny:P
Strzał w 10. Następne pół godziny spędziliśmy zbierając kury (bo nie
kurki), odkopując cudne albinosy boletusy jeden po drugim włącznie 6 sztuk na 1m2, znajdując na kolejnych 2m2
koźlarza,
maślaki,
ceglasie i szlachcice mieliśmy wrażenia jak z niektórych filmów guru moich dzieci - Grzybowego Kapelusza.
Wrócimy wkrótce!
Ogranicza nas "tylko" praca, szkoła i przedszkole; P