Jak dla mnie to powolutku coś zaczyna dziać się na całego- nie żeby zaraz kosze w szwach pękały, to zbyt piękne by było, ale.......... Jak pisałam tak zrobiłam- dzisiaj na
maślaki. Ranek cudowny- za oknem +11 stopni, zachmurzony nieboskłon elegancko, rosa dookoła, gdzie by nie spojrzeć, a więc i maślaczki wreszcie powinny się pojawić. Wszystkich grzybków znalezionych dzisiaj było razem 52 sztuki. Wiadomo do statystyki te maludy podzieliłam. Co dla mnie było super, to repertuar w lesie- wszystkie możliwe gatunki- od pięknych malutkich
podgrzybków, po
borowiki,
koźlak oraz
rydze.
Wiadomo były też
maślaki i to w dwóch odsłonach: zwyczajne i młodziutkie ziarniste. Wreszcie wchodząc w wysokie sosny pod stopami wszędzie mokro. Ostatnio zainwestowałam w półbuty nieprzemakające, a więc myślę sobie z lasu wrócę suchą nogą. Zobaczymy. Pobieżnie spenetrowana sosna wysoka, i tak tam gdzie coś być powinno- niestety puściutko. Następne w kolei było poletko mechowo-trawiaste to moje borowikowe. Są - hura- i nic to, że tylko dwa
borowiki urosły. Dobre i to na łez otarcie. W dalszej części lasu to tu to tam rośnie sobie brzoza przecudnej urody- i pod jedną z nich pochowany pod listkiem, do pnia przytulony koźlaczek wzrostu średniego- ale niestety tylko jeden. No to co dalej robić- butki jeszcze dawały radę, suchuteńkie- namiar wzięłam na zagajnik sosnowy. A tam wiadomo- trawy po pas, mnóstwo innego średniego wzrostu zielska, a i te niskopienne roślinki też gdzie nie gdzie z piachów wyglądały. Pierwsze kroki w ten meksyk- wszystko to co poniżej kolan zlane dosłownie wodą- rosa jak się patrzy. Ja natomiast nie bacząc pod nogi zagłębiam się w te tematy w poszukiwaniu maślakowatych. Jest pierwsza rodzinka 6-osobowa. Dalej w niższych chwastach maślaczki ziarniste. Mokre, mokrusieńkie, wyślizgują się z dłoni, ledwie można je za kapelusz złapać. I tak po podliczeniu w domu tych maluchów okazało się być 49 szt. Nie wspomniałam jeszcze, że już po 15 minutach bytności w tym mokrym terenie buty powiedziały dość i nasiąkły wodą jak przysłowiowa gąbka. Skarpetki trzeba było wyżąć. Droga powrotna biegła też wśród wysokiej sosny, ale tak zupełnie z innej strony. I patrzę - jest 1 34
podgrzybek- malutkie, pięknie wybarwione brązowe łebki. Za kawałek piąty. Do tego wydziubałam jeszcze 3 małe
borowiki. Ach na śmierć zapomniałam, że w zagajniku, na środku jak świece rosły dwa duże
rydze. Tak, że różnorodność duża, choć ilość już nie za bardzo. Sezon się zaczyna- nic tylko lasy odwiedzać, oczęta wysilać, bo niektóre takie pochowane, że w ogóle ich nie widać. Życzę wszystkim przemiłych spacerów i jak największej ilości grzybów- pełnych koszy- serdeczności :))))