Uczucia z dzisiejszego grzybobrania podobnie jak las w którym byłem - mieszane. Większość z Was ma, lub miała kiedyś psa i wiecie jak się cieszy kiedy wracacie do domu po całym dniu... to jest nic w porównaniu z tym jak na mój widok ucieszyły się chmary komarów, kiedy wysiadłem z samochodu:- D. Jednak albo moja Muga im nie spasowała, albo były obżarte po wczorajszych grillach w okolicznych wioskach. Czułem się jak eksponat w muzeum, krążyły wokół mnie, ale żaden mnie nie "dotknął". Co innego strzyżaki, te nie boją się żadnej chemii, jednak do nich jestem przyzwyczajony i wyczuwam ich obecność
na skórze. Najgorzej jak wejdą we włosy... tak słyszałem, bo mnie ten "problem" nie dotyczy;-P. To była ta gorsza strona dzisiejszego wyjazdu, ale jak jest dużo robactwa, to nie ma innych grzybiarzy, więc spokojnie można robić zdjęcia, bez obaw, że ktoś niechcący nadepnie mi... na plecy:- D. Oczywiście jak jest ciepło, to zaraz jest sucho i grzybów jest mniej, ale po "zniknięciu" pomrowów zostały prawie same atlasowe modele. Co roku w tym miejscu przybywa "obcych" (
okratek australijski), kilka lat temu bywało po kilka sztuk, dzisiaj kilkanaście.