Miało nie padać a padało kilka razy. O ile w lesie spoko to w drodze powrotnej do samochodu już gorzej. Grzyby tylko w miejscówkach i generalnie w buczynach. Ale trzeba się nachodzić. Ślimaki atakują. Spotkaliśmy kilkadziesiąt prawych bez kapeluszy lub z nogami wyglądającymi jak canneloni. Masakra. Nie dość że ślimaki to także robaki. Połowa nóg z lokatorami i bez znaczenia jest tu wielkość grzybka. Do domu przynieśliśmy 66
prawdziwków (usiatki i szlachetne), 2
kozaki czerwone (hurrra pierwsze w tym roku), kilka
kurek, 42
podgrzybki ale tylko dwa brunatne. Widziałam olbrzymią
kanię i
maślaki.
Poza tym znalazłam zwalone drzewo ze ślicznymi białymi grzybkami. Wyglądały na
boczniaki. Bardzo proszę 🙇 o weryfikację. Bo były bialutkie. Do domu przynieśliśmy jeszcze 3 strzyżaki i 2 kleszcze - znalezione w ciuchach po wypraniu. A deet był w użyciu kilka razy. Poza tym pełno komarów i strzyżaków atakujących bez przerwy. Sobotnie zadanie wykonane jutro trzeba wykonać kolejne. Pozdrawiam wszystkich grzyboświrków.