Dzisiaj byłam chyba w raju. Krótko napiszę, bo padam, a jeszcze robota w toku.
W lesie 3 godziny, od 14 do 17. Pierwsze i drugie miejsce po 15 minut z wynikiem zero. Miejsce trzecie: przywitał mnie jeden jedyny
ceglaś. Potem pół godziny nic, dalej kilkanaście
maślaków i 3
prawdziwki w drodze powrotnej, gdy z ledwością taszczyłam kosz. A targać było co, bo przez dwie godziny wcześniej były żniwa największe w moim życiu😍🥰😍. Pierwszy raz, jak postanowiłam, tak zrobiłam, czyli zbierałam tylko same maluchy do zaprawiania. Wynik żniw to okrągłe, liczone komisyjnie 😁 z sąsiadką: 550
kozaków grabowych. W czasie zbierania co chwilkę spotykałam się z miłym Panem, który zbierał te większe
kozaki niż moje, a obok których tylko z żalem (że nie wezmę), ale i radością (bo cieszyły oczy) przechodziłam. Pan wyszedł z lasu równo ze mną, tyle, że z innej strony, z równie wielkim pełnym koszem. Odliczoną stówkę wzięła sobie sąsiadka, ze 20 największych dostał sąsiad, który akurat przyszedł jak obcinałyśmy resztki ogonków. Jutro... hmm, chyba odpocznę od zbierania, ale spaceru sobie nie odmówię.