Dziś kolejne całonocne opady, a w ciągu dnia zdążyłem dwa razy przemoknąć. Na razie nie przekłada się to na wysyp grzybów. Zero grzybów, zero śladów po grzybach, nie ma przydrożnych sprzedawców na krajowej trójce, nie widać też grzybiarzy w lesie. Jak będzie dalej, nie wiem, wszystko jest możliwe. Ten rok ponownie zaskoczył, tym razem po raz pierwszy we wrześniu nie zebrałem żadnego
podgrzybka. Ostatnie i jedyne wrześniowe grzyby to
kanie, kiedy to na dystansie 100 km udało mi się zebrać taki jak na zdjęciu zbiór, wychodziło jakieś 1,5 grzyba na godzinę.