Jadąc do lasu planowałem, zakończyć sezon grzybowy i dać tu jakieś sensowne podsumowanie, "niestety" się to nie udało. Trzeba z tym jeszcze poczekać. Tanowo od 12:00, pełny kosz w dwie godziny. Tylko jedno pole, na swojej miejscówce. Do lasu przyciągnęło mnie to, co innych odstraszyło, czyli deszcz. Zamiast kręcić treningowe kilometry, postanowiłem zrobić coś krótszego, jakby nie było wygodniej się w deszczu chodzi niż jedzie, trzeba tylko włożyć parasol do plecaka. Efekt zaskoczył moje oczekiwania. Cechą charakterystyczną był brak, jakiś wielkich kapciowatych owocników, były natomiast ślady po uciętych nogach. Tym razem nie jestem w stanie, dokonać odniesienia do innych zbiorów, bo nie spotkałem żadnego grzybiarza, na parkingach w południe zero samochodów, a po południu dwie ekipy, które przyjechały na spacer z psem.