Dzisiaj aura była nam wyjątkowo łaskawa, dała kilka godzin rześkiego, wietrznego, za to bardzo słonecznego dnia. Krótka poranna wymiana spojrzeń i w pół godziny byliśmy gotowi. Tazok, optymista wziął nawet nożyk. Cel obrany po drodze – padło na lasy w Cisownicy, miała być bagatelka i spacerek z gatunku „drobiażdżek” w tenisówkach. Jasne :) skończyło się na Czantorii, „bo może jak na dole nic nie rośnie, to zobaczmy troszeczkę wyżej” No i zobaczyliśmy troszeczkę wyżej, jedynie 500 m w pionie wyżej. Nie napiszę „zero” w sztukach na głowę ludności, ale koszyk w wyższych partiach Beskidów, tych śląskich - jest zbędnym balastem ( prawda Renee? ). Za to domyślam się skąd informatycy Windowsa wzięli tapetę „arkadia” - wypatrzyli u podnóża Czantorii ??