Nieplanowane grzybobranie. Dziś mój kontakt z grzybami miał się ograniczać do obserwowania zbiorów innych. Najpierw jechałem do Loecknitz w Niemczech załatwić prywatną sprawę, potem w ramach treningu przez Buk do mostku koło Rieth na granicy w środku Puszczy Wkrzańskiej, gdzie budowana jest ścieżka rowerowa, stąd miałem wracać prosto do Szczecina. Po drodze zwłaszcza za Dobieszczynem, spotykałem wracających grzybiarzy i wyłaniał się jednoznacznie marny obraz, maksymalny zbiór to pół wiaderka, przeważnie było to ćwierć wiadra lub mniej. Pomimo marnych perspektyw, pory dnia, 16:30 w niedzielę i wcześniejszych postanowień nie mogłem się oprzeć by nie wjechać do lasu będąc na wysokości miejscówki. Założyłem sobie, że pochodzę przez kilka minut i policzę mijane grzyby, po trzech minutach zmieniłem zdanie, nałóg był silniejszy. Przez półtora godziny zebrałem 60 przeważnie malutkich, twardych, ledwo widocznych
podgrzybków. Najbardziej optymistyczne założenie jest takie, że trwa właśnie na moim miejscu wysyp, a mała ilość jak wysyp zebranych grzybów to efekt tego, że przez pole przez weekend musiało przejść masę ludzi. Tylko jak to pogodzić z tym, że ludzie którzy wcześniej wyjechali z lasu mieli marne zbiory i tutaj doniesienia też nie mówią nic o wielkim wysypie? A może malutkie grzybki są dopiero zapowiedzią wysypu, pytanie, lokalnego, czy masowego w całym regionie? Jedyna rada by to sprawdzić, to pojechać w środku tygodnia na grzyby, najlepiej wczesną porą. Jeżeli będę miał taką możliwość, oczywiście tak zrobię.