Dziś las nie chciał mnie wypuścić, trzymał mocno, mamił abym zawrócił, zrobił jeszcze jedno kółeczko, bo tam za sosną
podgrzybek, a obok dębów
prawdziwek... Po prawdzie dokładnie tak było 🙂
Pomimo licznej konkurencji, której niczym przywartego do karku strzyżaka, nie mogłem zgubić przez długi czas, wyszło najlepsze grzybobranie w tym sezonie 😄
Wróciły
ceglasie, piękne grube, nasycone kolorem jesieni.
Rydze dorosły, zmężeniały i do koszyka trafiły (około 100).
O prawdziwości nie będę gadał, bo tych tylko kilkanaście, choć były, bo mijałem panią grzybiarke z 2 wiadrami tych frykasów 🙂.
Prym wiodły
podgrzybki brunatne, zdrowe, raczej małe oraz
podgrzybki złotawe w ilościach taczkowych, często z farszem 😟. Nie zabrakło też
koźlarzy, pstrych i innych wynalazków, które zapewne jadalne ale miejsca brakło.
Robi się sucho, co dziwne. To chyba przez ciepły wiatr. Grzyby rozeszły się po całym lesie.
5 godzin byłem wessany przez las, który obdarzył mnie ponad pół tysiącem grzybów 🙂
Czego i wam życzę