Ale dałem sobie dzisiaj w kość. Nie dość, że pół nocy nie spałem (na starość czasem tak jest), to jeszcze słaba kondycja, kontuzja kolana, schorzenie kręgosłupa i tylko zawziętość i głupota zostały mi z młodych lat. Ale cóż, założyłem na kolano ortezę i ruszyłem w górę, żeby potem łatwo się schodziło w dół z powrotem. W sumie to nie był genialny pomysł, efekt byłby podobny, gdybym ringował w pobliżu chaty (co stwierdziłem na półgodzinnej poobiedniej dogrywce). A tak to straciłem pół godziny i kilka razy oddech, zanim trafiłem na dobre pole z aksamitkami. Ale za to ten las, góry i widoki super.
Razem z dogrywką do kosza wpadło 248 aksamitnych suchogrzybków, 4 wyrośnięte
prawdziwki i 5 wyrośniętych
koźlarzy pomarańczowożółtych. Poza tym kilka ciekawych grzybków zostało w swoim środowisku, o czym w dopiskach. Dodam też, że (ledwo) przeżyłem, krążenie się poprawiło, kolano tylko dzięki ortezie nadal w jednym kawałku, a kręgosłup wciąż pozwala mi postawą przypominać homo erectusa. Jednak wydaje się, że jeszcze tylko jutro i w tym sezonie dam sobie spokój z górami.