Kolejny oblot miejsc grzybowych (ta choroba jest nieuleczalna), las wręcz błaga o wilgoć i opady a tu wręcz przeciwnie. Ale przyrida walczy dzielnie z żywiołem bo grzybnia musi przetrwać a bez owocników nie da rady. Oto efekty dzisiejszego patrolu. W koszu
borowik ceglastopory 25 szt ( zabrałem 20 szt bo zaczynają robaczywieć nawet malutkie),
koźlarz grabowy jeden i piękne trzy
borowiki sosnowe ( po nie głównie pojechałem). W lesie jakieś gołąbki ( ale ja ich nie zbieram) dwie kolonie muchomora plamistego. Znalazłem też jednego
prawdziwka ale był bardzo robaczywy.
Już mnie nosiło aby w las skoczyć ale to za ciepło, to znowu po weekendzie pewno nic nie ma bo ludzie przeszli i bym nie poszedł ale.... zobaczyłem jednego sąsiada zza miedzy jak wali z turystami w las. Nie widziałem czy ma koszyk ale mnie zagotowało, bo a jak akurat nikt nie był i On naje... grzybów a ja siedzę w domu. No to pyk do bryki i jestem już z drugiej strony lasu. Pierwsze miejsca i szału nie ma kilka
ceglasi ale na 5 - 3 muszę wyrzucić bo robaczywe ( nie biorę robaczywych bo potem nie ma co zrobić z odpadem). No cienko ale zahaczam jeszcze i inne miejsce i zaczyna być lepiej, dno w koszu zakryte... Ale lecę szybko na las z czerwonym i z nowu nadzieja- może sosnowy się trafi choć w lesie gorąco jak w piekle, w cieniu przed lasem 31 stopni, w lesie niewiele chłodniej na oko z 28 stopni. Wchodzę w ostępy- i nagle huk 10 m przede mną łania wyskakuje ogromna... poszła a las... Omal zawału nie dostałem. Ale już wiem Że sąsiada tu nie było bo łania była. Lecę po trasie i nic, q... a nic totalnie. Wchodzę na drugi sektor, ledwo jeden
ceglak. Trzeba znowu dać nura w wąwozy bo na górze nie ma nic. W moich oczkach koś mi wyzbierał
ceglaki znowu, zrobiłem pułapkę i ruszona jest czyli ktoś był, dlatego nie ma grzybów. Nie ma to jak niedziela, pewno ze 20 osób przelazło po tych miejscach. Zatem ostatnia nadzieja, sosnowe! Schodzę i JEST i to od razu dwa. No jest nieźle. Ale może jeszcze cośśśś... Jestem na samym dole i JEST jeszcze jeden jak z obrazka. Wychodzę z powrotem w górę, jest jeden ogromny prawy ale to już sam robak, nie ma co brać nawet. Zatem trzeba wracać. Znowu wrócę niebawem. Prawie 2 godziny z dojazdem.