Krótko:
podgrzybki,
podgrzybki i
podgrzybki, w ciągu 5 godzin 581 sztuk. Do tego śladowe ilości
maślaków (6),
czubajek czerwieniejących (6) i
opieniek (8 kępek). Las sosnowy, czasem z domieszką małych świerków.
podgrzybki w większości średnie i małe, napełnienie dwóch koszy kosztowało mnie sporo pracy. Ludzi masakryczne dużo.
Rano jak zwykle: pobudka, łazienka, kawa, śniadanie, pakowanie. Rzut oka na termometr i kalendarz i już nie jest jak zwykle, same jedynki. Fuu, listopad 😖 Wrzucam do auta akcesoria grzybiarskiego, rower i jadę w tą zimnicę. Na parkingach za Tworogiem o 8 po kilka aut, a na moim jakieś 15. Rower daje mi przewagę, po pół godzinie jestem dalej, niż reszta która zaczęła zdobywać las godzinę wcześniej. Na miejscu okazuje się, że te 3 kilometry od parkingu robi gigantyczną różnicę,
podgrzybki prawie same ustawiają się w kolejce do kosza. Mam po 2 godzinach napełnione 2/3, bo grzybki nie są wielkie i wtedy wpadam na pomysł, żeby sprawdzić na oko 12-letni lasek sosnowy. Same blaszkowce, ale na zachodnim skraju jakby podgrzybkowa farma. Cztery skrajne rzędy porośnięte gęsto, szybko dopełniam kosz. Dziwne, tylko te cztery rzędy i nic więcej. W jednym miejscu o szerokości 2-3 metrów
podgrzybki sięgają 7 rzędu, patrzę co jest, a to sosny są niższe i wpuściły więcej światła. Ale kto zwraca uwagę na takie niuanse? Teraz rower się przydaje, pakuję pełny kosz i jadę kawałek dalej odwiedzić kolejne "moje" miejsce. Teraz zbieram dla rodziny, dla mnie limit dający się obrobić bez zarywania nocy to jeden kosz. Mam więc spory bonus i jestem przeszczęśliwy, bo
podgrzybki rosną jeden na drugim. W domu oczywiście wieczór z głowy, doniesienie piszę o północy, pozdrawiając wszystkich wytrwałych grzyboświrków.