Dzisiejsze grzybobranie w lesie trochę bardziej oddalonym od miasta (bliżej Pińczaty) zaowocowało większą wydajnością z jednego ha;) Koszyk na zdjęciu zapełniony w 2 h. Zbierających sporo, każdy objuczony i szczęśliwy:D W koszyku wyłącznie
podgrzybki brunatne. Rosną też dość licznie
opieńki (nie zbieram) i trafiłam na dorodnego
siedzunia sosnowego, ale również pozostał w lesie.
Jest jeszcze całkiem dużo bardzo młodych grzybów, co przy zapowiadanym ociepleniu napawa optymizmem. Ponadto "czarne łebki" wcale nie są "czarne" - te prawdziwie jesienne, ciemnobrązowe, aksamitne, z grubymi trzonami, tylko nadal głównie "blond";) Gdyby miało to oznaczać, że oszczędzają siły na listopad, byłoby przepięknie!
Największą ozdobą mojego dzisiejszego spaceru było spotkanie z łoszą i jej potomkiem. Stały na drodze w niewielkim oddaleniu, gapiły się z zainteresowaniem :) Gapienie odwzajemniłam, szczęśliwie udało mi się ich nie spłoszyć.