W lesie 3,5 godziny. Pogoda na griby rewelacyjna. Przy wjeździe do lasu zaś te same auta z SWD więc pognało mnie... daleko. I dobrze. Wycieczka była przednia. Część zebrana w jagodzinach, trawach i mchach, część w lasku bukowym. Coraz więcej większych i niestety sporo robaczywych, nawet tych małych. Do koszyka zabrane 158
podgrzybków, ale mimo selekcji w lesie, w domu odpadło przeszło 30. Jeszcze w maju twierdziłam, że nie znoszę na grzyby jechać rowerem (głównie dlatego, że potem go szukam), ale coraz bardziej go doceniam. Gdybym miała iść pieszo tam gdzie byłam, to wracałabym do teraz.