No to się wybrałem pierwszy raz w tym roku za jednostkę. Dobrych kilka lat tam nie byłem. Ogrodzenie w tragicznym stanie, dziurawe, aż kusi żeby wejść na teren wojskowy;-) Godzinę deptałem od głównej drogi, raz w roku można się przegonić. Na pusto nawet fajnie, gorzej było z powrotem. Ale do sedna.
podgrzybki,
podgrzybki,
podgrzybki. W zdecydowanej większości małe, niektóre większe pleśnieją. Co żem się naschylał to moje, teraz w kościach czuję.
Stwierdziłem, że trzeba coś odmienić. Poszedłem do najtajniejszej z tajnych miejscówek. Tak, są w tych lasach i takie. Tych nie zdradzę:-). Znalazłem tam 60 szt.
gąski zielonki zwanej
zieleniatką, kilkanaście
maślaków pstrych zwanych faryjokami. Rosły też w dużej ilości
gąski niekształtne, nie brałem, miejsca brak w koszu. I były, z tych się bardzo ucieszyłem,
sarniaki dachówkowate, niech rosną na zdrowie. Jak spojrzałem na kosz to dotarło do mnie, że trzeba jeszcze dotargać do drogi. Przez dwa szerokie, pełne wody rowy, przez krzaczory, wyręby, trawy, na skróty;-) (dały mi popalić ) dowlokłem się resztą sił do mety. Do lasu wchodziłem pierwszy. Dopiero jak wracałem to spotkałem pierwszych grzybiarzy, co ciekawe nie mieli za dużo grzybów, patrzyli na mój kosz z niedowierzaniem. O 6.30 byłem jedyny, wracałem o 12.30 aut na parkingach jak pod hipermarketem:-) Mam nadzieję, że każdy wyjdzie z lasu zadowolony, oderwie się trochę myślami w tych ciężkich czasach. Pozdrawiam.