Byłam wczoraj i się mocno obłowiłam, co ja z nimi nie zrobiłam? Ale jest dzisiejszy ranek, i tak troszkę z malutkim poślizgiem też wpadłam na pomysł wyruszenia do lasu. Tego mojego, ukochanego, gdzie na dobry w nim pobyt wystarczą niespełna dwie jakże zawsze krótkie godziny. Oczywiście chaszczami zarośnięta średnia sosna. Po wejściu do lasu wita mnie igliwie i szyszki pod stopami. Boczkiem rosną sobie jakieś małe i wysokie trawy. Dalej jak ja sobie maszeruję, to ściółka się zmienia. Na taką złotą, brązową, po prostu pstrokatą. Ten koloryt sprawiają spadłe z krzewów liście..............
A dodać do tego jeszcze muszę z ukosa, świecące dokładnie po oczach słonko. Krzewy natomiast prawie całe gołe, dostały raptem dziwnie sztywnych i wrednych gałęzi. Jeszcze nie tak dawno listkami delikatnie po twarzy łaskotały, a teraz wszystko robią, aby zagrodzić drogę, oko uszkodzić, albo tak przygarnąć do siebie, że droga jedynie wiedzie z powrotem. Grzybki- nigdy nie wiadomo - taka mała loteryjka- czy urosły akurat, czy może przerwę jakąś mają. Dzisiaj powitały mnie na bogato. Gość z potężną brązową głową na potężnej grubej nodze. Z wrażenia- jak go zobaczyłam, o Bożym świecie zapomniałam- natychmiast rękę pomocną mu podałam. Inne też były niczego sobie. Co zauważyłam w moim lesie, że rosną pochowane- wiadomo- ale tam gdzie suche jak wiór podłoże. W mchach- oczywiście też je spotykałam, ale już takie bardziej delikatne i skromniusie. Szybciutko czas romansu z mym lasem przeminął. Dodatkowo znalazłam pięknie pod lekko odchylonym podłożem schowanego
borowika pięknego. Już nie pod brzózkami, a na środku małej polany dodatkowo radość mi sprawiły 3 młodziutkie czarne
koźlaki. Na wagę jak bractwo wsadziłam, to pokazało 1,7 kg.
podgrzybków- zdrowiutkich i młodych 86 szt. W lesie cudowne znów chwile spędziłam, mogłam ze spokojem się nim i grzybkami nacieszyć. Życzę wszystkim pięknych tych jesiennych zbiorów. Serdecznie i cieplutko pozdrawiam :)