W porównaniu do soboty lipa. W poprzednich miejscówkach zero. 90% zebrane w jednym lesie chodząc slalomem a czasami wokół własnej osi. Rosną młode prawe i aksamitki ale tylko miejscowo i co dziwne w przypadku aksamitek pojedynczo. Uciułaliśmy 25 prawych, 2
kozaki babka, 8
podgrzybków brunatnych (to u mnie rarytas ze względu na zrównoważoną gospodarkę leśną), 57 aksamitków i złotawych. Mnóstwo zostało w lesie robaczywe. Coraz mniej
kań, za to wychodzą nadal gołąbki żółte i
muchomory czerwone. W drodze powrotnej dla sąsiada torba prześlicznych
opieniek na grubych nogach. Rosły przy pniakach w
wyciętym lesie świerkowym. Przegonił nas pracownik, który miał za zadanie wszystko zmielić. I wjechał traktorem z takim ogromnym urządzeniem. Jechał łamał gałęzie i drzewka, cofał i wyrzucał tak drobno zmielone jak śrut. Ziemia po takim przejeździe wyglądała jak na polu a nie w lesie. Nikt już tam
opieniek nie zbierze. Zdążyliśmy w samą porę. Mam nadzieję że to przygotowanie pod szkółkę bo żal patrzeć jak zarastało chwastami i trawą. Dzień słoneczny, ludzi trochę spotkaliśmy, w koszykach mieli tylko
opieńki. Definitywnie powoli zbliża się koniec. Coś tam się zawsze znajdzie jak się wie gdzie szukać. Ale nachodzić trzeba się sporo. Trzy dni od poprzedniego grzybobrania a liści na ziemi przybyło po kostki. Mniej grzybów a więcej ślimaków. To już prawdziwa jesień w lesie. Pozdrawiam 😊