Plan c zakładał opuszczenie Rakowa w dowolnym kierunku, a zachęceni wpisem borowikowo-świerkowym nadaliśmy na Staszów. Po drodze mijaliśmy zaparkowane pod lasem auta jak i ludzi krążących wzdłuż szosy za kapeluszami
kań. Nie znając kompletnie okolicy oczywiście nie znalexliśmy lasu świerkowego, wokół szmat sosnowych lasów. Zatrzymaliśmy się na losowej drodze (tu już aut brak) i na wstępie znalezione kilka
kani. 50 m od samochodu na środku żołędziowej drogi chyba z 50
kani... nigdy i nigdzie tyle nie spotkaliśmy! Do tego wiadro
opieniek rosnących wśród młodych posadzonych drzewek
Gdzieś pod spodem musiały być stare korzenie, które zakrył czas. Pewnie Ameryki nie odkrywam, ale
kanie były w sąsiedztwie akacji. Świetne doświadczenie na zakończenie długiej wycieczki. 6 rodzin obdzielonych świeżymi
kaniami do smażenia. Pozdrawiam Staszów bo to bardzo przyjemne miasto 🙂 i miło było odwiedzić