Nie pochwalę się za wiele, bo zamiast w lasach ścieżki wydeptywać i oczy wytrzeszczać za prawdziwym grzybem, ja idąc na łatwiznę poszłam na
maślaki. Dodam tylko, że dzień w dzień w tym samym miejscu bywam. Tak, że co dziś pozbieram to moje, a jak jutro zajrzę i są to znaczy, że świeże przez noc wyrośnięte. Takie można powiedzieć całkowicie nie dorośnięte- ten proces mój pobyt w zagajniku przerywa...........
Dzisiaj raniutko, jak tam zajrzałam, to wiedziałam na bank, że coś dla mnie urosło. Ale ile oraz gdzie zawsze pozostaje zagadką. A więc na początku mego w zagajniku pobytu, brałam co urosło. Duże, średnie czy też małe. Duże- aby ich kondycję sprawdzić nożykiem traktowałam, i te podziurawione za sobą zostawiałam. A było ich dość sporo. Albo wczoraj miałam coś z oczami, albo one tak szybko i tak wielkie urosły. Jak nabrałam już pewności, że i rosną gromadami, to stałam się wybredna, te do ścięcia sobie wybierałam. Uwielbiam takie okoliczności przyrody, gdy jest towaru pod dostatkiem i można sobie lekko pokaprysić. Muchomory jak co dzień cudne mi zgotowały powitanie. Starsze już niestety w stanie sflaczałym, ale za to nowe co rusz podłoże atakują i pięknie na grubych nogach wyrastają. Tak, że było urozmaicenie- i chodzenie, wypatrywanie i zbieranie, a w międzyczasie
muchomorów podziwianie. Wszystko dzisiaj dopisało i pogoda, i widoki i powietrze cudne, no i oczywiście grzyby. Tak się po tym moim fyrtelku kręciłam, że i co rusz - spoglądając wokoło- musiałam zmieniać marszrutę. Dzisiaj
maślaków zdecydowanie więcej narosło. W koloniach, pojedynczo i po sztuk kilka. Całość zbierania była krótka- 1,1/2 godzinki. Właściwie to już po godzinie wiedziałam- rozum podpowiadał- skończ kobieto to zbieranie, bo w domu czeka jeszcze obieranie. I tak ze trzy razy wychodziłam, i tak się zakręciłam, że z powrotem w grzybach lądowałam. Już w lesie wiedziałam, że ich jest zdecydowanie więcej niżli wczoraj. Jak już na serio zagajnik opuszczałam znalazłam dwie piękne
kanie, a za kroków kilka pięknego młodego
rydza. W domciu wszystko bractwo zważyłam- 3,360 kg. Czyli znacznie więcej niż wczoraj- tylko dzisiaj więcej dużych zebrałam. W sztukach wyszło mi 274 szt. To ilość już po przebraniu- bo choć się pilnowałam, to i tak kilkanaście odpadło, bo ponadziewane. Miło dzień spędzony, wszystko pokończone, delikatny ich zapach jeszcze gdzieś o nich przypomina. Życzę wszystkim spragnionym tego jesiennego wysypu prawdziwego grzyba. Serdecznie i cieplutko pozdrawiam :)