podgrzybki zdezerterowały, i nikt nie wie na jak długi czasu okres, po borowikach słuch wszelki zaginął i też nic bliższego nie wiadomo, a
kozaki jak to one mądrale, ale jak widać do czasu, teraz gdzieś dokładnie pod ziemią pochowane. Cóż zostały na placu boju
kanie,
rydze i
maślaki. Z braku laku to i kit będzie dobry. Ale ja wcale tak na serio nie nazwałabym
maślaka kitem. Jak pacholęciem jeszcze byłam, to o takim miejscu na
maślaki zawsze marzyłam. Miałam zawsze w koszu sporo
podgrzybków,
borowików, czasami i
koźlaków. Teraz znalazłam miejsce na
maślaki. Korzystam z niego w takich....
okresach jak ten- bezgrzybie totalne, i tak naprawdę tylko one rosną. Mało tego- jestem tam prawie, że co dziennie i są nowe, młodziutkie i z farszem się trafiają, i bez- takie piękne, po obraniu bieluśkie. Chyba to skubanie powodem jest tego, że grzyb ten tak jest omijany. Przyznać muszę, że czapeczki do łebków są porządnie przyspawane. Choć i tak bywa, że za jednym ciosem, cała główka się wydobywa. Tak, że i dzisiaj pławiłam się w zagajnikach. Sosny, małe średnie, a i nawet duże, nieregularnie po rozrzucane, u ich podnóża muchomory rosnące gromadnie. Znowu piękne widoki dla oka, powietrze rześkie do pooddychania, a pod stopami pochowane w zielsku, trawach małe, średnie i duże
maślaki. Grzyb to smakowity, o czym robaki z zadowoleniem informują- Na kilka znalezionych, zawsze prawie następnych kilka jest zajętych. Do tego wszystkiego- jak to u
maślaka- kochają one otoczenie, i to co koło nich rośnie, szczelnie do nich dosłownie przyklejone. Nieraz z podłoża podniesiony
maślak, więcej ma substancji koło siebie obcych niż on sam wielkością przedstawia. Jedno jest pewne- u
maślaków progres- wzrost zwyżkuje. Wczoraj w domciu wylądowało 74 szt, a dzisiaj to już 119 szt. Dodatkowo trafiły się dwa rydzyki. Jeden większy i jeden malusi. Będąc w lesie chmurami niebo pokryte, później lekko słonko zaświeciło, powiał sobie wiaterek- grzybki były- było bardzo miło. Zawsze coś z lasu do domu przyniosę, choć nie będę ukrywać, że czekam na wysyp. Ze znajomymi trzeci termin wyjazdu już ustaliliśmy- ale pod warunkiem, że będą
prawdziwki,
koźlarze,
podgrzybki. Czekam. Jestem dość cierpliwa, choć- coś za długo ta przerwa już trwa. W lesie na zbieraniu zamarudziłam 1,5 godziny- wszystko po trzy razy okrążyłam, ale dobre 15 minut trwało nim kierunek mego marszu przybliżać nie zaczął do wyjścia z lasu. Wszystkich z utęsknieniem na wysyp serdecznie i cieplutko pozdrawiam. Grzybki podzieliłam, choć nie za bardzo, bo kolor nad Poznaniem przypał mi do gustu- choć najlepszy to by był brązowy- Buziaczki :)