Weekend w krzakach :) Zanim decyzja zapadła, ciężkie główkowanie czy podmiejskie chaszcze to las. Wiem przecież, ze oprócz mnie, no i dzików, nikt tam nie chodzi ani nie wchodzi. Nie wytrzymałam, nogi same poniosły. Sobota, blisko domu - nareszcie są, sporo, urodziwe czeszki. Niedziela, drugi koniec miasta, i tu sporo ich przybyło. Ryzyk fizyk, jak partyzant... dla poprawy psychiki warto było;)