No cóż, na Śląsku grzybowy Fort Knox – jest tylko jeden – gdzieś tam het het za Gliwicami. A w górach, zwłaszcza w wyższych rejonach skutecznie zadomawia się zima. Beskidzkie lasy nie wydadzą już w tym roku prawdziwkowych czworaczków, owszem jest szansa, że traficie na
zimówki (
płomiennice ) czy na takiego pomarańczowego dziwoląga jak na foto ale u nas, w górach to już koniec. Stało się – tazokowy koszyk - uroczyście owinięty stretchem – dzisiaj popołudniu zapadł w sen zimowy. Hibernować będzie tylko koszyk. Tazok niekoniecznie....
Trudno. Podpadnę. Ale nie mogłem się już doczekać kiedy nadejdzie ten dzień, że powiem „basta” – i odwieszę grzybowy kosz na kołek. Że w końcu nadejdzie ten czas, kiedy oddam się bez reszty temu, co najbardziej mnie fascynuje. Górom. Ich cudnym strumieniom, żyjątkom wokół tych strumieni – pluszczom i pliszkom, salamandrom i traszkom, głowaczom i pstrągom. Górskim lasom, w których żaden boletus czy xerocomus nie rozproszy już mojej uwagi. Styknie. Najbliższe pół roku poświęcę wyłącznie temu co naprawdę jest dla mnie ważne – Beskidzkiej Przyrodzie. Mam teraz czas, aby oddać Beskidom część siebie, tak jak One dają mi od lat – swoją cząstkę. Każdy człowiek powinien być dawcą i odbiorcą. Nie pełniąc tej podwójnej roli, czułbym się jałowy ….. Co rozumiem pod tym pojęciem ? Kto chętny niech zerknie na beskidzkąsalamadrę – link w pierwszym tazokowym dopisku.