Po około 90 prawdziwków i ceglastoporych. Oprócz tego podgrzybki, kozaki i rydze. Las głównie jodłowo- świerkowy. W zasadzie to już nie potrzebuję grzybów. No może jeszcze kilka słoiczków marynowanych. A tu wczoraj dzwoni kumpel, żeby z nim pojechać na grzyby za Poznań bo tam podobno wysypały. Nie za bardzo mogłem odmówić. Mówię mu człowieku po co za Poznań jak można nazbierać w Beskidach. Pokazałem mu stronę, doniesienia i dał się przekonać a ponadto okazało się że zna dobrze Beskidy. Myślałem, że po nocnych opadach dostanę smsa że mokro i nie jedziemy ale nic takiego się nie zdarzyło i z duszą na ramieniu jechałem z nim w te Beskidy. Bałem się że jak zacznie padać to się tam pozabijamy na tych stromych stokach. Ale okazało się że mamy szczęście i już nie padało. Szczęście też dopisało odnośnie grzybów. Trafialiśmy głównie na młode grzyby, rosnące najczęściej w rodzinach od 2 do 8 sztuk. Liczyłem że znajdę jakiegoś giganta ala Brenna ale pewnie były wyzbierane. Z ciekawostek - znalazłem pierwszy raz w życiu sarniaka dachówkowatego. A salamander było tyle że po pierwszych pięciu przestałem na nie zwracać uwagę. Po 3,5 godziny mieliśmy po prawie pełnym koszu i wróciliśmy zadowoleni do domów.