285
podgrzybków w dwóch "sesjach", porannej i popołudniowej. Same świeżaki:-)) Las? Oczywiście sosnowy.
Zaczęło się. Mimo niesprzyjającej aury, chyba się zaczęło. Chociaż przez pierwsze dwie godziny, nieco rozczarowany, pomyślałem, że wczoraj to był jakiś fart. Zaraz z rana, tym razem bez pani Vincentowej, za to z lustrzanką, zajrzałem szybciutko we wczorajsze miejsce, tu i ówdzie z mchu wychylały się
czarne łebki, jednak niewiele. Eksploracja wschodniej części lasu od wspomnianego miejsca przyczyniła się jedynie do zwiększenia sprawności dolnego aparatu ruchowego i sfotografowania dwóch dzięciołów przy obfitym śniadaniu. Przechodząc przez drogę na zachodnią część mój "zapowietrzony kaloryfer" chyba pozazdrościł dzięciołom i głośno upomniał się cokolwiek do zjedzenia. Wytrzymaj jeszcze godzinę, pomyślałem patrząc na całą masę
gołąbków winnoczerwonych i przyszło mi do głowy, że jeżeli dozbieram do pół koszyka, uczczę to dobrym czerwonym winem. Jak nie dozbieram to opróżnię butelkę bez powodu. W końcu mam urlop no nie. W głębi lasu zobaczyłem niewielkie wzniesienie, no tak już słyszę głosy, że znowu góry dają radę:-)), na nim i na jego wschodnim zboczu, nie do wiary, taka ilość
podgrzybków, że film mi się w lustrzance skończył;-) i nie mogłem zrobić więcej zdjęć. Pełny koszyk, 154 na tylu zatrzymał się licznik przy liczeniu na campingu. Popołudniowa sesja już z drugą moją lepszą połówką i z gopro. Może wrzucę później jakiś filmik. 130
podgrzybków i jeden maślaczek. Po takim dniu wino smakuje wybornie. Pozdrawiam wszystkich Grzybniętych i życzę pełnych koszyków.