Większość znalazłem w lesie jodłowo-świerkowym,
prawdziwki w bukach, ale tylko kilka nadających się do wzięcia: 13
prawdziwków, 30
ceglaków, 4
kozaki grabowe, 2
podgrzybki brunatne, większość zabranych grzybów młoda, zaczęły też rosnąć młode muchomory i duże ilości
borowików żółtoporych...
Rano przed wyjazdem, żona pożegnała mnie słowami "ubierz się ciepło", "wiem, wiem" mówię, patrzę na termometr 19 stopni, no tak, zmarznę;-)). W lesie już trochę chłodniej, 16 stopni, ale wystarczająco na krótki rękaw, w plecaku kurtka przeciwdeszczowa, a bluza została w samochodzie. Gruba warstwa chmur, więc w lesie ciemno, a ja głupi nie zabrałem latarki z domu;-), ale patrzę, jest pierwszy
ceglak, jak ciemnobrązowego
ceglaka zobaczyłem, to jakoś dam radę. Potem już poszło z górki, właściwie to pod górkę, ważne że kolejne
ceglaki ( piękne i młode) wylądowały w koszyku. Zrobiło się jeszcze ciemniej, zaczęło padać, wiać, ochłodziło się, normalnie koszmar "niedzielnego grzybiarza", za to ja się ucieszyłem, bo wiedziałem, że w/w nie spotkam:- D. Wdrapując się bliżej szczytu zaczęły się pokazywać pojedyncze
prawdziwki, jednak większość przerośnięta, a i młode robaczywe. Jak są
prawdziwki w "iglakach" to musiałem iść sprawdzić, co słychać w bukach, na "prawdziwkowym wzgórzu", które odkryłem 2 lata temu. No i rosły w sumie 8 sztuk, ale tylko 1 nadawał się do zabrania. Ponieważ już dobrze nasiąknąłem wodą z długo oczekiwanego deszczu, postanowiłem wrócić do samochodu, a tam czekała na mnie gorąca kawa i suchuteńka bluza:-). Więc pamiętajcie, że zawsze trzeba słuchać żony, słuchać, a zrobić po swojemu;-D