Las dość mocno podsuszony, brak ceglasi i
kozaków, tylko stare
prawdziwki w stanie agonalnym, jak to poetycko określiła Bazylia.
Tym razem postanowiliśmy z Arturem wspólnie pograsować, wymieniając się doświadczeniami. Miałem nadzieję, że jeszcze coś się pokaże z rozpędu zeszłotygodniowego, ale nie wyszło dobrze. Dzięki bardziej przyjaznej pogodzie niż w sobotę, mogliśmy odwiedzić rekordową ilość miejscówek, jednak nie przełożyło się to na grzyby. Tylko w jednej (tzw. "Wyborowej") znaleźliśmy ok. 10
prawusów, jednak były to okazy mocno wyrośnięte i podziurawione, chociaż tydzień temu ich tam nie widziałem, więc nie takie stare. Poza tym widzieliśmy po drodze ze trzy
podgrzybki, trochę
muchomorów i tyle. Niestety potwierdziła się moja obserwacja, że świbskie lasy są dopasowane do moich wymagań: kuszą obfitością dopiero jesienią, kiedy nie mam tyle roboty na ogródku. Z tego nie był chyba zadowolony arturo, którego nie dość, że przegoniłem po sporym obszarze, to jeszcze wyszedł z pustym koszem. Namawiałem go na
borowiki z wkładką mięsną, ale chyba jest wegetarianinem?