© fotografia została załączona przez informatora o grzybobraniu; z pytaniem o jej wykorzystanie poza ramami systemu monitorowania występowania grzybów grzyby.pl należy kontaktować się bezpośrednio z autorem fotografii a nie ze mną (kontaktu do autora zdjęcia zwykle nie posiadam)
Można powiedzieć, że trzynastego miałem pecha i nic nie znalazłem, ale jednak... Szczęście w nieszczęściu - dojrzałem wśród liści dokumentnie zjedzoną nogę ceglasia.
Jak na totalny brak czasu, to nawet udała mi się wycieczka. Wstałem skoro świt, bo oczywiście po południu zajęcia z rodziną i tym sposobem mój normalny budzik zastał mnie już w lesie. Wiele sobie nie obiecywałem, bo mój las humorzasty i rzadko robi z siebie eldorado. Na początek jakiś niewyrośnięty twardziak na pieńku z wcinającym go ślimalem. Zaraz potem przeczesałem starobukową miejscówkę i NIC, oprócz maślanek i różnych innych "cudaków". Tak sobie szedłem od miejscówki do miejscówki, w żadnej niczego nie znajdując. Moje najlepsze leśnicy przetrzebili, wycinając 1/3 drzewek, zostawili po sobie ścinki i jak ich nie sprzątną, to eksploracja stanie się hardkorowa. Poza tym obawiam się, jak na to zareagują moje boleciaczki? Ale co tam, las i tak jest piękny, a środek "zimnych ogrodników" całkiem upalny, więc chłonąłem to wszystkimi zmysłami. Od czasu do czasu spotykałem zwierzaki, ale były płochliwe i nie chciały mi pozować. Dopiero pewna rusałka żałobnik ładnie mi się wystawiła, choć płocha była i musiałem ją potraktować zoomem. Od niej już miałem dwa kroki do super miejscówki, ale zamiast prawdziwków i rzadko pokazujących się tu ceglasi, znalazłem trzy klasyczne zestawy drwala, to znaczy Żubr w puszce i Mocny Fajrant w plastiku. Drwale albo inni leśnicy sadzili sosenki, a może zabezpieczali je przed zwierzyną i oczywiście siebie też zabezpieczyli przed wysychaniem gardła. Wreszcie doszedłem do strumienia Świbska Woda, w którym jeszcze niedawno pewien młody gość o imieniu Werter usiłował pływać. Tym razem jednak wody całkiem mało, ledwo się sączył strumyk między zielskami i zwalonymi gałęziami. A mimo to życie w nim zauważyłem, oprócz żółtych irysów na brzegu, w wodzie obczaiłem seksujące sobie bez krępacji błotniarki. To już mógłby być koniec mojego nieudanego grzybobrania, już w myślach sobie układałem tekst mojego jęcząco-płaczącego doniesienia, ale przecież jak to, ja odpuszczę?! Została mi jedna miejscówka, w której do tej pory znalazłem tylko jednego ceglasia, więc czeszę ją krok po kroku i oczywiście nic. Ale nagle zauważyłem dziwnie ułożony śluz ślimaków, kółko z pustym okrągłym środkiem. Zajrzałem w środek i widzę sam spód nogi całkiem sporego ceglasia, skubane zeżarły go w 99 procentach! Ale to oznacza, że nie jestem nieudacznikiem, tylko po prostu miałem pecha, jak to trzynastego. Gdybym tu był np. ósmego, to znalazłbym tego pięknego ceglasia i odtrąbiłbym sukces. Ale i tak jestem zadowolony, czasem wystarczy, że przeczytam Wasze doniesienia i wtedy jest mi dobrze, jakbym to ja znalazł te majowe boletuski. Pozdrowienia!