Słowo się rzekło, kobyłka u płota dzisiaj rozruch przed „Dniem Ziemi „. Rulików brak, smardzów brak, galaretek nadrzewnych brak. Z pewnością grzybowego towarzystwa nienazwanego w ludzkim lub zwierzęcym języku nie brakuje w beskidzkich lasach. Być może są nawet wśród nich także i gatunki konsumpcyjne, ale jakoś nasze ze Sznupokiem oczy jeszcze nie przestawiły się w tryb „szukaj”. Tak więc u Nas constans zwany "beskidzką stałą smardzową " czyli liczba ani nie pierwsza, ani nie złożona, być może naturalna zwana w arytmetyce "ZERO" Za to jak wszędzie, nie brakuje wszechobecnych śmieci, więc na spacer ustrońską doliną zabraliśmy stulitrowy worek. Zapełnił się w mniej niż 10 minut. Przerażająca statystyka. Odstawiliśmy go zapełniony w drodze do źródeł, co ciekawsze wracając już został uprzątnięty. Taka tylko pociecha, że komuś to paskudztwo też przeszkadza. A jak nam się udał spacer do źródeł w upalną sobotę ? Tu przeczytacie o stanie urody beskidzkich lasów i strumieni w kwietniu: https://beskidzkasalamandra. wordpress. com/2018/04/21/woda-to-zycie-do-zrodel-potok-gosciradowiec/