A dzisiaj było tak....
Na słońce nie było już szans, w południe chmury je zastąpiły. Jednak do eksploracji podmiejskich krzaków i chaszczy przeszkoda to żadna. Tak więc lornetka na szyję i znów można robić to co tygryski lubią najbardziej - węszyć, szukać, tropić, słuchać, dotykać i podglądać PRZYRODĘ! :)) Sporo dziś atrakcji było. Nowe stanowiska
zimówki, ucha i...
boczniaków! Namierzone przez lornetkę, na stromiźnie, oblepione grzybami drzewo. Huby czy
boczniaki? Wyglądały na te drugie. Ciężka wspinaczka,
boczniaki, owszem, dużo, ale co z tego jak po terminie ważności... cholera, jakieś trzy tygodnie za późno i znowu nici!;-) no ale miejscówka to miejscówka, a co najważniejsze, grzyby w zasięgu ręki, bez włażenia na drzewo! :) Zapisano do obserwowanych. Z grzybów trafiony po raz pierwszy
próchnilec maczugowaty, nowość do oględzin, na pierwszy rzut oka kawałki węgla drzewnego, bez zapachu, rozsypał się w ręku jak spróchniałe drzewo. Oprócz grzybów ptaszki, wszędobylskie bogatki i modraszki z ADHD, i uboga się trafiła, i rudzik, i mazurki, i pełzający po drzewie pełzacz i dzięcioły, pięć dużych i zielonosiwy. Jeden obserwowany podczas pracy z efektem w postaci sporego białego pędraka - wydziubany i porwany za młodu;-) Na stawie kilka par krzyżówek i łyski, płochliwe i bojaźliwe dały dyla w trzciny. Dyla, zygzakiem w krzaki dał też zając, któremu niechcący przerwałam pewnie drzemkę. Na koniec spotkanie z hałdzianym potworem i chęć zajrzenia do paszczy jego, jednak strach przed pożarciem okazał się silniejszy:- D I ja po takim dniu miałabym mieć depresję!?!?:- D