Wpisuję jako ostatni uczestnik dzisiejszej wyprawy w gliwickie lasy. Grzybów jak na lekarstwo, ale innych wrażeń za to pod dostatkiem.
Przede wszystkim bardzo się cieszę, że poznałem osobiście kolejnych grzyboświrków. Fajnie się chodzi po lesie z dzidkiem, arturo i młodym Werterem, mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele takich wypadów. Każdy z nas ma mnóstwo ciekawych miejsc do pokazania. Koledzy już opisali, co się działo, więc postaram się ograniczyć do skomentowania załączonych zdjęć. Przede wszystkim zaprosiliśmy na Śląsk Królową Śniegu, żeby pomalowała nasze lasy taką poważniejszą zimą, tzn. co najmniej 15 stopni mniej i 25 cm więcej śniegu. Zaproszenie napisano palcem na daszku paśnika, żeby było bardziej "po leśnemu". Spotkaliśmy w lesie sporo istot, poczynając od psiarzy i biegaczy, przez psy, zające,
sarny, dzięcioły i kowaliki, a kończąc na jeleniach i słynnym już dziku. Zupełnie nie wiem czym go tak wystraszyłem, może to przez ten kosz na grzyby, który już pokazał w swoim doniesieniu młody Werter? Ja dałem fotkę koszyka jako świadectwo patologii, którą dzisiaj zespołowo szerzyliśmy w podgliwickich lasach. Ze spotkanych leśnych stworzeń jedynie kowalik był na tyle miły i zapozował do zdjęcia, ale za to grzyby cierpliwie czekały na swoją medialną szansę. Jak widać, w większości huby, pojedyncze podstarzałe purchawki,
boczniaki,
soplówka i kępka czegoś nie do końca zidentyfikowanego. W atlasie najbardziej podobna jest
grzybówka dzwoneczkowata, ale nie mam pewności, bo chlorem nie pachniała. No i dwie brzozy, równie zakręcone, jak my. Dzięki jeszcze raz za pomysł i towarzystwo.