Nastawiłem się dzisiaj na zmianę okolicy i poszedłem w inną stronę lasu, co nie zmieniło mojej ciężkiej doli tragarza z dwoma pełnymi koszami. Dzięki, Grażka, za życzenie udanego grzybowego łikendu, spełniło się jak najbardziej. Nie dość, że wróciłem w bardzo dawno nie odwiedzane miejsca, to jeszcze znalazłem dwa rewelacyjne rowy: w jednym
prawdziwki, w drugim
rydze. Słusznie prawi Tazok, Świbie ma swoje niedoścignione uroki, ja dodam, że trzeba je tylko "wysznupać", bo nie każdy je dostrzega. Jako przykład podam pięknie meandrujący strumień na skraju starego bukowego lasu, w którym dzisiaj nie znalazłem o dziwo ani jednego
prawdziwka. Za to jak zwykle spotkałem
sarny i jelenie. Euforia skończyła się z chwilą powrotu do domu, kolejny wieczór z grzybami jeszcze się nie skończył, zrobiłem już porządek z 80 rydzami, 25 prawdziwkami, 34
maślakami, 18
kozakami, 1 pękatym ceglasiem, ale jeszcze się męczę z 121
podgrzybkami. Dniówka w lesie i nadgodziny w kuchni, wszyscy znamy ten koszmar, ech! Pozdrowienia!