Basta! Powiedziałam. Masz Tazoku kwadrans jak w wojsku na toaletę, ubranie się i śniadanie, żadnych wykrętów i filozofowania, zbieraj się leniwcu, czekam. I nie patrz jak cielę, zostało Ci 14 i pół minuty! Takie ciepłe kluchy jak ty, pewnie nie zdążą - wtedy jadę sama. Minęło niespełna trzynaście minut - przejął się, idzie, jeszcze żuje coś w biegu. Sru – załoga do wozu – pakuj się do miski MM-msie jeden. Tak trzeba z facetami, a nie jakieś tam banalne mizdrzenie się w stylu: „co będziemy robić ? Kotku ? „ Po jednostronnej „wymianie” porannych quasi-czułości i kolejnym kwadransie byliśmy już w Brennej. Wciągnęłam zapach lasu, do mych uszu dobiegł szmer strumienia, rozejrzałam się po dolinie, „Tam idziemy „ Wtedy pierwszy raz się do mnie odezwał: „Tam ??? – przecież to daleko „ robiąc przy tym minę smutnej foki. No właśnie że tam, bo tam gdzie warto dotrzeć, nie ma dróg na skróty. Szczerze mówiąc myślałam, że po takim dictum o poranku będą „ciche dni” ale wyjątkowość górskiej przyrody tak szybko oczyściła atmosferę, że po minucie dostałam buziaka. O dziwo - nie wrócił nawet do „ciepłych kluch”. Ruszyliśmy w góry stromym wąwozem wodospadów. Na dzień dobry
rydze, dziesiątki okrąglutkich rudych talerzyków z zielonymi zdobieniami pochowanych w mokrej trawie wymalowały nasze dłonie na marchewkowo. Nie trwało długo, aż na samej ścieżce stanął nam naprzeciw pierwszy
borowik. „Barbapapa” skojarzyła mi się bajka z dzieciństwa - grubaśny, z nieco za małym kapeluszem, wyglądał trochę jak bałwan, potem następny, i następny, wcale się nie chowały, wręcz łobuzersko i z nonszalancją wystawiały swoje brązowe łebki z jagód i mchów nad strumieniem. Chcesz kawy ? spytałam po dobrej godzinie. Spojrzenie oznaczało ni mniej ni więcej tylko jedno: „ też mi pytanie „ Wybrał wygodny pieniek na którym rozłożyliśmy nasze przenośne „Cafe Pod Bukami” Aluminiowe kubki z kawą ogrzały nasze wychłodzone ręce, a ciasto z malinami smakowało wybornie. Panorama Beskidów przed oczami dopełniła idyllicznego wrażenia. Jutro też będziesz się tak ociągał spytałam ? Spojrzenie oznaczało ni mniej ni więcej tylko jedno: „dziękuję za dzisiaj, na pewno nie „ Pozdrawiam w swoim i „jego” imieniu – Sznupok. PS remanent: +/- 30
borowików, +/- 50
rydzów, +/- 20
podgrzybków +/- 15
ceglasi i dwa
kozaki