Umawiając się w sobotę na wyjazd z kolegą z Nowego Sącza, usłyszałem że wysyp się kończy, ale można coś pozbierać. Po ostatnich nocach spędzonych w kuchni, to się nawet ucieszyłem. Zaczęło się zgodnie z oczekiwaniami, las "przechodzony", gdzieniegdzie pojedyncze lub po kika
prawdziwków i
ceglaków, czyli to co lubię, szukanie grzybów, krążenie wokół kolejnych znalezisk. Dalej od samochodu teren jest dosyć wymagający (Beskidy), więc i konkurencji jest mało, miałem w zasięgu wzroku jednego pana, ale po chwili już go nie widziałem. Po ponad 3 godzinach przerwa na kawę i decyzja co dalej robimy, dopiero 10.00, ja mam niecałe pół koszyczka, więc "roboty" przy nich niewiele, pogoda piękna, nikomu się do domu nie śpieszy... idziemy w kolejną dolinkę. Wtedy się wszystko zaczęło, powróciły "koszmary";-D, nikt tam przed nami nie dotarł.
Ceglaki i
prawdziwki po kilkanaście, co chwilę słyszałem radość żony kolegi, która idąc drogą do zwożenia drzewa, na skarpach znajdowała od kilku do kilkunastu grzybów koło siebie, na zboczach, gdzie zbierałem z kolegą, wiele gorzej nie było:-). Można powiedzieć, że skończyło się jak zwykle, pełny kosz po obydwa dekle, dwa stłuczone kolana, po bliskim spotkaniu z podłożem, ponad siedmiogodzinna wycieczka i wieczór w kuchni:- D. 89
prawdziwków, 134
Ceglaki, 17
rydzów, 15
podgrzybków złotoporych, 1 brunatny, 1
kozak babka, 1
maślak żółty i 42 dkg
kurek.
Prawdziwek ze zdjęcia rósł na środku pustego "placu" pod deską, którą "wypchnął" do góry. Grzybiarzy w lesie coraz więcej, więc grzby zaczynają się ukrywać coraz lepiej, ten udawał ławkę;-). Więcej ujęć "ławki" w dopisku.