Wyspani po wczorajszych wojażach wyruszyliśmy dziś pełni nadziei i zdeterminowani jak rzadko, żeby zapełnić nasze koszyczki wspaniałymi grzybowymi okazami. Na celowniku od rana tym razem Magurka. Dziarsko zaczęliśmy wędrówkę niebieskim szlakiem spod Przegibka, żwawiej niż zwykle przeczesując leśne alkowy po drodze, niestety im bliżej schroniska tym optymizm nasz gasł w oczach, a w sercach pojawiało się zwątpienie. Nieco nasz zapał ożywiła pachnąca kawa w schronisku, więc jeszcze bardziej dziarsko ruszyliśmy z powrotem tym razem szlakiem zielonym, który eksplorowaliśmy niczym platformę wiertniczą... dotarliśmy na parking z "wielkim" sukcesem gdyż razem we dwójkę mieliśmy 3 i pół grzyba:- ( i to po prawie 4 godzinach czołgania się przez zarośla wszelakie. Rozjuszeni tym brakiem współpracy natury z człowiekiem, obraliśmy za cel okolice Lipnika. Po 3 godzinach poszukiwania wszelkimi zmysłami efekt był ciut lepszy, po 6 grzybów na głowę. Trudno, będziemy szukać dalej grzybodajnych terenów tylko powoli dostępne lasy nam się kończą;). Ps. Ale znaleźliśmy jednego takiego grzybka-zagwozdkę, ale już wiemy co to za cudo nam się nieświadomym trafiło, i nie jest to żaden
koźlak tylko: --
grzybiec purpurowozarodnikowy--. No cóż, człowiek się uczy całe życie. A następnym razem na grzyby to się wybierzemy chyba na targowisko;);). Pozdrawiamy kolegów "szczęściarzy" grzybiarzy...