Od czego prawdziwy grzybiarz rozpoczyna wyjazd na grzyby?... Od odśnieżenia samochodu i to nie jakieś tam omiatanie szyb, nie, 5 cm śniegu a pod spodem warstwa lodu, 10 minut intensywnej pracy. Na szczęście po kilku minutach okazało się, że trafiłem za pierwszym razem i odśnieżam swój samochód;-), jednak zobaczyć miny sąsiadów idących do kościoła, jak zauważyli koszyk koło samochodu... bezcenne. W lesie dzisiaj już nie było żadnej segregacji, na te przed i na te po przymrozkach, wszystkie jak jeden mąż zamarznięte (mniej lub bardziej). W związku z tym postanowiłem uratować z uścisków zimy jak największą ilość grzybków. Zacząłem jak zawsze,
podgrzybek i okrążenie, kilka dodatkowych i znowu kółeczko. Niestety
podgrzybki (bo o nich mowa) szybko rozszyfrowały moją strategię i rozpierzchły się po lesie, zmuszając mnie do zataczania coraz większych kręgów, wciąż większych kręgów, aż doszedłem do widno-kręgów i powiedziałem stop, to zasadzka. O to im chodziło, odciągnąć mnie od koszyka jak najdalej, żebym go później szukał (a dzień krótki), więc musiałem zmienić taktykę i zacząłem "palikować" miejsca kryjówek
podgrzybków, żeby wszystkie uratować, tak powstał "młodnik" palików:-). A grzyby? Zero wdzięczności, wręcz przeciwnie twardo stały przy swoim. Mimo początkowego chłodu w naszych relacjach, w samochodzie przełamaliśmy pierwsze lody. W domu szybko zaczęły mięknąć a po wrzuceniu na gorące masełko ich opór rozpuścił się całkowicie, a nawet zaczęły radośnie skwierczeć. W sumie dzisiaj "wpadło" 119
podgrzybków brunatnych, 9
maślaków zwyczajnych, 2
płachetki, 4
gąski siwe, 5
zielonek, kilkanaście
kurek i blisko kilogram
opieniek... przepraszam, ktoś puka... Sąsiad przyszedł i mówi: "Przyniosłem ci trochę jedzenia, żebyś nie musiał w zimie do lasu jeździć", podziękowałem, zaglądam... grzyby:-)... mrożone?!?!?... TAKIE TO JA SOBIE SAM W LESIE POZBIERAM!!!:- D