Ponowny wypad w pas nadmorski. Rano -5, słoneczko, ładna pogoda na zamknięcie sezonu. Dylemat-zabrać koszyk? Nie, tyle grzybów to nie będzie, a jak sąsiedzi zobaczą mnie rano z koszem grzybowym, pomyślą, że mi odbiło. Jest więc wiaderko sprytnie ukryte w torbie zakupowej. Siostra dziwnie na mnie patrzy: Na grzyby? Po takim przymrozku? Ale skuszona spacerem idzie ze mną. Las mieszany z dużymi łatami buków. Ludka żadnego, ale grzyby i owszem :) W trawach, kępach mchu, spod liści wyzierają aksamitne czapeczki całkiem jeszcze małych i trochę większych
podgrzybków. Problem pojawia się przy próbach ich wycięcia- są tak zmrożone, że użycie noża grozi amputacją palców. Większość więc zostaje wyłamana. No i musiałam posiłkować się swoim niezbędnikiem, grzyby nie zmieściły się w koszu, w ruch poszła reklamówka. Pięknie spędzony ostatni dzień sezonu. I zabawa po powrocie, kiedy grzyby zaczęły odmarzać:D A co tam, będę je jadła jeszcze i jutro. Do następnego grzybobrania!