Witam :) Znowu udało mi się wyskoczyć do lasu na
podgrzybki. Wtorek godzina 14.00. Wedle pogodowych zapowiedzi miało padać u nas cały dzień a tu nawet słońce się pokazało, ku mojej wielkiej radości. A na parkingu sześć samochodów- no jaki czort przecież to nie weekend! Ale las duży więc gdzieś się Ci ludzie rozproszyli. Jakaś babula jechała rowerem w stronę asfaltówki a na kierownicy wisiały reklamówki wypełnione grzybami- od razu pomyślałam, że to dobry znak. I faktycznie szczęście mi dopisało! Dopiero co żaliłam się o oglądaniu
prawdziwków na zdjęciach, bo na żywo nie mogłam na żadnego trafić a tu masz: jest! Młodziutki, piękny, na grubej nodze- jak malowany. Tylko jedna sztuka ale najważniejsze, że mój honor został uratowany. No a
podgrzybki to już bajka: idziesz i co kilka- kilkanaście kroków zbierasz: jednego, dwa, trzy czasem nawet cztery. Warunek jest taki, że idziesz ślimaczym ewentualnie żółwim tempem, wtedy możesz dostrzec to co przeoczyli inni lub to co właśnie wyrosło. Niestety dziś znaczna część robaczywa- sporo odpadło w lesie i w domu również. Często noga gruba, niby zdrowa a dopiero przecięcie kapelusza odsłaniało smutną prawdę i do kosza. Prawda smutna tym bardziej, że jak przecięłam
prawdziwka to mięsna wkładka wyleciała mi na rękę! Fuj!!! A nic takiego rozwoju sytuacji nie zapowiadało. Nawet jednego kawałeczka nie dało się wyciąć. Długo zastanawiałam się jakie zdjęcie dołączyć do dzisiejszej relacji: czy pokazać tego nieszczęsnego
prawdziwka czy może znów cały zbiór? W końcu zdecydowałam się na
podgrzybka w towarzystwie czarnych piękności- no właśnie- może ktoś wie co to za jedne?