Musicie mi uwierzyć na słowo, gdyż ulubionego przez Admina zdjęcia pełnego koszyka, brak:- ( Byłam na grzybach w piątek i sobotę i ilościowo podobnie, ale jakościowo całkiem inaczej. W piątek nazbierałam
maślaków, zwyczajnego, żółtego, pstrego i na okrasę wzięłam garstkę młodych
sitarzy. Gdybym zebrała je wszystkie, mogłabym wpisać 100 na godzinę, ale za nimi nie przepadam. Piątkowy spacer urozmaiciło trochę
opieniek dozbierywanych z "moich" pieńków;-) a zebranych przez kogoś innego, dwa
borowiki, ze trzy
podgrzybki, 5 malutkich, nierozwiniętych
kań, w sam raz do słoika, dwie garście
pieprznika trąbkowego, ze trzy gołąbki, nie wiem dokładnie które, ale łagodne, i dwa pieńki
łuszczaka zmiennego. Nagotowałam zupy na trzy dni, załadowałam suszarkę, zrobiłam 6 słoiczków marynaty. W sobotę aura była zgoła odmienna, co mi z resztą wychodzi bokiem, bo gardło mnie boli, zimno, duło, jak w kieleckiem, ale grzyby były. Nie poszłam już na
maślaki, ale przywitała mnie gromada 10
borowików we mchu, zdrowiuśkich, cudnych, potem trochę
opieńki, kilka
podgrzybków, kilka przypadkowych
maślaków, a wreszcie moje ulubione łuszczaki w ilościach hurtowych a na zakończenie, już prawie zmierzchało, kolejnych 8
borowików i pieniek z opieńką. Kosz pełen.
Prawdziwki zostawiłam sobie, resztę oddałam matce:-) A zamiast
borowików wstawię zdjęcie niejadalnego, ale ślicznego grzyba. Teraz go pełno. Kto wie? Pozdrawiam leśne ludki.