Wczoraj nawiedziła nasz region długo oczekiwana po tych upałach burza. Skoro tak - to koniecznie na rekonesans, nie tyle może grzybowy, co dla samej przyjemności spaceru po ociekającym kroplami deszczu lesie. Oczywiście- tak myślę- jeszcze ażeby nawdychać tego ozonowego powietrza. Las jak przypuszczałam cały skąpany w srebrzystych kroplach. Gdziekolwiek postawiłam stopę, czegokolwiek dotknęłam - natychmiast z roślin, krzewów sypały się na mnie kropelki wody. Przy najlżejszym podmuchu drzewa dzieliły się tym co wczoraj na nich osiadło. Do tego wszystkiego zapach- igliwia, lasu - coś niesamowitego. Chwile spędzone dzisiejszego poranka w lesie- bezcenne. Skłamałabym twierdząc, że tylko takie doznania mnie interesowały. Dokładnie lustrowałam każde miejsce szukając małych leśnych
pociech. Znalazłam kilkanaście maślaczków ziarnistych,
koźlarza, kilka
pieczarek, 5
kań, oraz na do widzenia spod igliwia kapelusz wystawił
borowik.
Kanie po powrocie w celu powiększenia kapeluszy umieściłam w poidełkach, aby do kolacji rozłożyły kapelusze.
Maślaki i
koźlarza podarowałam wracając znajomej- na sosik. Dzień choć nie obfitujący w zbiory uważam za cudowny i udany. Podczas końcowej fazy przeuroczego spaceru zaczął mi towarzyszyć delikatny czerwcowy deszczyk. Zapomniałabym dodać, że z miejsca w którym póżniej zebrałam maślaczki na mój widok wyskoczyła wylegująca się tam
sarenka. Zdziwione byłyśmy obie. Pozdrawiam, życząc udanych zbiorów i wspaniałych leśnych doznań :)