Pamiętacie niedawne zdjęcie Równicy „z bita śmietana „ ? Dzisiaj postanowiłem wturlać się na jej szczyt / całe 885 mnpm / niestety bez towarzyszki Sznupoczki, bo jej „stosunek” do zimy jest taki jak kota na przypiecku. Standardowo, latem i jesienią lasy na zboczach Równicy, są jednymi z naszych ulubionych miejsc grzybowych. Zawsze obdarują nas całą gamą
borowików i
podgrzybków. Luty, ma jednak swoje prawa więc miejsce koszyka zajęły ochraniacze przeciwśnieżne. Nasypało zdrowo. 30-40 cm, to i standardowo czas spaceru się mocno wydłużył. Unikając tłumów wjeżdżających niemal pod samo schronisko samochodami, wybrałem drogę od Ustronia Zawodzia wzdłuż potoku, do „kamienia „ i dalej na szczyt. Rano mglisto i pochmurno, z szansą na słońce poniżej 20%. Za to zima w całej swoim majestacie, jak w pałacu Królowej Śniegu. Mimo niewielkiej wysokości, zbocza Równicy są bardzo strome, więc dośc szybko zrobiło się cieplutko, to i rękawiczki trafiły do kieszeni. Aparat, nieodłączny towarzysz co raz wypatrywał okiem obiektywu zimowe cuda, i kiedy pstryknął już niemal na szczycie - w czarno / białej tonacji - piekny oszroniony świerk, okazało się rękawiczki grubo wcześniej zamiast ciasnej kieszeni wybrały wolnośc. I co dalej ? Szczyt ? czy poszukiwania zguby ? Że rękawiczki były genialne zarządziłem poszukiwania. Więc co ? 180 stopni i w dół, po pół godzinie „bingo” są, całe i zdrowe . Ale ten szczyt, odpuścić ? Never. Mozolnie, po wlasnych, jedynych w lesie śladach wróciłem pod szczyt. W międzyczasie ziściło
się te zapowiadane marne 20% wyszło piekne słońce i odkryło się na godzinę lazurowe niebo. W miniaturce to samo drzewo w oku obiektywu w odstepie ok czterdziestu/ pięćdziesieciu minut po lewej zdjęcie zrobione wcześniej, a po prawej - taką dostałem nagrodę za znalezienie rękawic i za to że nie odpuściłem sobie szczytu - celu wyprawy. Było genialnie :). Za namową Sznupoka z całej sesji wybraliśmy najbardziej „białe” zdjęcie specjalnie dla wszystkich miłośników śniegu z centralnej Polski.