Coś tam smarknęło, ale tak z oporami i na siłę. Głównie
kurki, choć nadal w ilościach "rozgrzewkowych, przedsezonowych". Pojawiło się kilka
prawdziwków, 1 usiatek, 1
mleczaj smaczny, 1
rydz, kilkanaście
kozaków topolowych, czerwonych, pomarańczowożółtych i
babek, sporo
maślaka żółtego i pierwsze
kolczaki.
Zaczęło się od spektakularnego przyłożenia czterech liter do gleby na prawie pionowej skarpie potoku, przez który się akurat przeprawiałem. Plecak przeważył, buty ani drgnęły i żeby nie pofrunąć głową w dół trzeba było przyziemić, tylko koszyk stęknął, ale przeżył, wtedy jeszcze pusty. Grzybki raczej w miejscach zacienionych i bardziej wilgotnych, na grzybnych, choć nieco eksponowanych na słońce stokach, nie ma nic. Lasy jodłowo-świerkowe, młodniki brzozowo-wierzbowe no i oczywiście
maślaki żółte pod modrzewiami. Tydzień temu było mniej
kurek, a z innych grzybów tylko 3 szt. Byłem w tym samym miejscu i zdziwiło mnie bardzo, że poza
kurkami, rogi też tam rosną. Rogi jelenie. Musiały wyrosnąć, bo przecież ich chyba nie przeoczyłem tydzień temu... Oba leżały sobie w zasięgu wzroku, więc "orbitek" nie trzeba było robić. Przypuszczam, że to poroże tego jelenia, który mnie tam "zawsze straszy" na "kurkowisku" otoczonym chaszczami i młodnikami. I tym razem też był, zerwał się ze 20 m ode mnie i tylko słyszałem stukot rogów walących po świerkowej drągowinie jak uciekał.