W pracy robiono ozonowanie pomieszczeń, więc wszystkich wysłano do domu o 13. Szkoda nie skorzystać... Wyskoczyłem na szybko (las buk, olsza, brzoza) sprawdzić moje "hodowlane"
płomiennice zimowe. Niestety, wszystkie pnie w lesie pokryte śniegiem (padał w nocy, w mieście stopniał, ale w lesie się uchował na pniach), więc za wiele nie sprawdziłem, a te, które odgrzebałem, chyba wcale nie podrosły, więc nic nie zbierałem. Na koniec szczęście się jednak znowu uśmiechnęło, bo trafiło się stanowisko
boczniaków - przerośnięte i lekko podwiędłe, ale coś tam z nich będzie. Łącznie 52 (dzielone na 4).
Na początku była wielka radość z widoku tylu kapeluszy na jednym zwalonym pniu, przysypanych śniegiem - na szczęście są na tyle ogromne (największy 15 cm), że i tak były dobrze widoczne. Niestety przepadła mi fotka
boczniaków w naturze, bo mój telefon powiedział "do widzenia" przy próbie zrobienia zdjęcia - przy 50% naładowania:/. Na szczęście nowy telefon już czeka na rozpakowanie, więc w końcu te problemy się skończą. Potem radość przerodziła się w zwątpienie, bo zaniepokoiły mnie białe kosmki na trzonach grzybów - i wioząc grzyby do domu byłem już prawie pewny, że wiozę łyczniki późne, a nie
boczniaki. Po powrocie do domu i dokładnym sprawdzeniu atlasów powróciła radość - te kosmki to resztki grzybni, która może występować u podstawy trzonu. Łyczników trochę wcześniej widywałem i one też mają takie kosmki czy łuski, ale trzon jest żółty i wyraźnie odcięty od blaszek, a tu blaszki schodzą prawie po całej długości trzonu. No i łyczniki nie dorastają raczej takich rozmiarów...