5:30 dzwoni budzik, otwieram oko, a za oknem jeszcze ciemno. Myślę sobie nieee, dziś nie pójdę, tylko wreszcie się wyśpię. Rzut oka na temperaturę. 4 stopnie. Rześko... Zdrowy na umyśle osobnik obrócił by się na drugi bok i spał dalej.
No i.. pospałam... pół godziny i nie wytrzymałam. Zaspany małż widząc, że się zbieram, zatoczył na moim czole kilka kółek... Mając zatem takie błogosławieństwo 😜 zrobiłam kanapki, wypiłam kawę i przed 7 pojechałam szukać nowych miejsc. Złaziłam się 4 godziny przez wszystkie rodzaje lasu. Sucho jak diabli. Przy wyjściu z lasu mnóstwo ludzi, niektórzy z koszykami pełnymi albo do połowy. A ja znalazłam tylko 4 zdrowe średnie
prawuski i kilka
podgrzybków. W akcie desperacji na koniec do koszyka wrzuciłam kilkanaście małych
zajączków.
Ze złości jutro będę spać do południa. Chyba...