Dziś poranek jak ambrozja jakaś. Chłodek, za niedługo słonko, nisko na wschodzie na horyzoncie je widać. Co robić w tak przepiękny czas- wiadomo jak najszybciej w las. A tam na miejscu, jak w jego znalazłam się bramach, powietrze chłodne i pachnące. Jak zaczęłam oddychać- tak pełną piersią- prawie że się zakrztusiłam. Inhalacja jak się patrzy, a do tego w perspektywie urocza gimnastyka. Zaliczyłam dzisiaj wszystko: skłony klęki, upadki na zadek centralnie, oraz, żeby było bliżej też na kolana. Przejechały mnie lasy na wszystkie możliwe strony. Ale i tak banan na twarzy i pełne zadowolenie...
Dzisiaj troszkę inne tereny, mieszane one były i strasznie zabałaganione. Ale znam ja je i wiem jakie w nich potrafią rosnąć grzyby. Oczywiście jeżyny na pierwszym niechlubnym miejscu się znów zameldowały. Był piękny mech, mięciutki jak gąbka, i tereny suche iglasto- liściaste. Gdzieniegdzie dąb urósł okazały. Były leśne przeurocze dukty- i cisza w lesie- żadnego nawoływania. A grzybki- one jako najważniejsza atrakcja też się pojawiły. Najpierw zabrałam się za naokoło, po duktach chodzenie, zbierałam po jednym czy trzech.
podgrzybki oczywiście. Później jak to ja poszłam na całość. Wdarłam się w sam lasu środek i krążąc jak krążownik zbierałam, zbierałam.... W pewnym miejscu- oczywiście niemożliwych chaszczach w jednym miejscu się obracając znalazłam pięknych dużych twardych jak orzechy, na grubych nogach chyba z 20 szt. To mi się porobiło na + i zaraz przybyło w posiadaniu. Zdarzały się te małe czarne aksamitne młodziuteńkie łebki i też po dwa trzy w jednym miejscu. A na samym początku udało mi się prawie w jednym miejscu
borowiki 3 upolować. Jeden padł troszkę w konsumpcji ślimaków. Dzisiaj zebrane grzybki w ilości-
podgrzybek 135 + 3
borowiki- przyznać muszę, że jeszcze całkiem zdrowe. Niektóre
podgrzybki musiały tylko stracić całą, albo kawałeczek nogi. Jeżyny- tutaj cwane- rosły zaraz przy podłożu, że niestety ale znowu- mimo, że na nie uważałam- choć do kolan mnie nieraz oplotły. W lesie na zbieraniu spędzone ciut więcej niż 1,5 godziny. Objętościowo zbiór przedni- stwierdziłam, że jak na tak piękny poranek to wystarczy. Właściwie to ja się już ich nazbierałam, ale cóż z nałogiem zrobić? Jak nie pójść do lasu? A jak się już w lesie jest, jak nie penetrować wzrokiem po podłożu? Jak po te piękności urocze się nie schylić? I tak będę wszystko na tak robiła, tak długo jak mi sił i grzybów w lasach starczy. A suchuteńko jest- i tak się obawiam, że jak temperatury poszybują w górę, to grzyby w dół nam poszybują. Było pięknie- okazy już w suszeniu- wstępnie w lesie podsuszone. Ściskam Wszystkich serdecznie i cieplutko pozdrawiam :)