Las mieszany, dobry i znajomy, a ja nędzny człowieczek w nim od 6-tej rano, zające i
sarny jeszcze płosząc. Mgła nad łąkami, obiecująca zapowiedź, jak zwykle codziennego grzybobrania. Do tego żuczki, skarabeusze - jeżeli one są, to i są grzyby. Może niektórzy o tym nie wiedzieli, hmm? Pochodziłem 4 godzinki z hakiem, porozmawiałem z leśniczym i leśniczanką :), zostawiłem mu jedno tajemne miejsce, bo zdradził, że akurat chce tam jechać na
podgrzybki. Mnie wystarcza to co mam, jeżeli napełnię wiaderko, koszyk, powoli zabieram doopkę w troki.. Nie potrzebuję tysiąc pincet, sto dziewińcet. Howgh!
"Wydłuża się świecący płomyk
Postukuje zegar ochronny
Świat jest dobry i znajomy
Na ulicach mgła.."
A ile? Raczej prawdziwkowo..
Prawdziwków 18 szt, ok. 70 szt
podgrzybka brunatnego, 5-6 maślaczków modrzewiowych na ząb :), 1 dziwny
ceglaś i 1
zajączek.. Waga? Ok. 7 kg.. Można? Można.. Nie potrzeba jechać daleko, nie kusi pełniutki koszyk.. Zbieram tyle, ile przerobię.. a i tak większość porozdaję, np. micha 2/3 zbioru dla znajomej z pracy w dopiskach.. Szczerze, zaczyna mnie powoli wkurzać, że ktoś się chce pochwalić ilością.. ile to koszyków, ile na godzinę.. Wolę 5 x po 3 kg niż raz 15.. Zawody? To ja odpadam.. Dla mnie las to przyjemność, odstres.. jeżeli rosną - zbieram.. ale nigdy w nadmiarze.. Gdziekolwiek jestem.. Stała, constans jak u bazylii.. stówa, wiaderko i dość..