Ilość grzybków (18) nie powala, ale pieszo-rowerowy wypad do lasu był dziś cudowny.
Prawie 3 godzinki w lesie, w tym kilka przerw na pogawędki ze spotkanymi sąsiadami... na przyglądanie się sarenkom... na nierobienie niczego poza grzaniem buzi w promieniach słońca i wsłuchiwaniem się w ciszę przeplataną szumem liści, stukaniem dzięcioła i czasem odgłosami innych ptaków.
Las...
A las był różny. Pierwszy ulubiony zagajnik bukowy mokry bardzo z wielką ilością liści, zatem znów było szuranie. I tyle. Grzybów zero.
Zmiana kierunku, drzewa rzadziej rozstrzelone, sosny, trochę buka i dębów, to i mniej liści, więcej jagodzin, mniej mokro.
Tam, ku mej radości 2 duże
Prawdziwki i mimo, że mocno dorosłe, to poza 1 nóżką, zdrowe.
Potem trochę jazdy rowerem... w sumie to nie lubię na grzyby rowerem, bo zawsze mam stres czy go potem znajdę, a i przejechać gdzieniegdzie ciężko. Na każdej leśnej krzyżówce dylemat, w którą stronę dalej. Stop i wracanie się pieszo po zauważone kątem oka podczas jazdy
podgrzybki.
Jazda, spacer i tak na zmianę. Kilka razy widziałam stadka albo pojedyncze
sarenki.
A potem był las, w którym poczułam się jakby dopiero jesień stała u progu, liści prawie wcale, zieloniutkie piękne leśne morze pokryte falami mchu.
Nawet nie zajrzałam tam za grzybami, tylko stałam i się gapiłam. Na koniec drugi zagajnik bukowy, który poza przyjemnością odwiedzenia go, nie miał dla mnie ani jednego grzybka.
Prawdziwki pozostałe (6) znalezione w rowach a część na suchej polanie.
Kilka zdrowych
podgrzybków, 1 podstarzały
kozak i 2
maślaki.