Mimo mało optymistycznego nastawienia po ostatnich wypadach, po przeczytaniu doniesień nieroba postanowiłam wyciągnąć rodzinkę do lasu na pożegnalny spacer. Od razu mocne postanowienie: nie bierzemy
opieniek, najwyżej wrócimy z pustym koszem. I tak pewnie by było bo ogólnie grzybów nie ma. W planie mieliśmy jednak obejść wszystkie miejscówki, a że każda malutka w innym lesie zeszło nam 5 godzin. Jak znalazłam pierwszego
prawdziwka rosnącego w suchej jak pieprz ziemi to myślałam że mam halucynacje. Efekt dzisiejszego spaceru przerósł nasze oczekiwania o milion procent. Zebraliśmy
33 prawe, 5
ceglaków, 5
kozaków czerwonych, 2 brązowe, 15
podgrzybków w tym 90% młodziutkich
zajączków. Co zaskakujące rosną młode prawe choć sporadycznie. Z drugiej strony może jest ich więcej, ale trzeba chodzić na kolanach żeby je zobaczyć. To taki cudowny mini wysyp po 3 tygodniach posuchy. Niestety prawe w 90% robaczywe w nogach. Ale te przepiękne ciemnobrązowe kapelusze zrekompensowały wszystko. Las kompletnie mnie zaskoczył. I jak tu kończyć sezon. Cudowny dzień, ciepło, zero ludzi i tylko te wszechobecne strzyżaki. Pozdrawiam 😁
PS. okazało się że nie ma już
opieniek, zostały pojedyncze duże skapciałe czapy. Rośnie mnóstwo
kań.